poniedziałek, 25 czerwca 2012

Czerwcowe treningi



Dziś, korzystając z dnia wolnego i pięknej pogody wybraliśmy się na dłuższą wycieczkę za miasto. Wykąpaliśmy się w Laskowickim stawie (ludzi na pseudoplaży w niedzielne popołudnie jak mrówków), spaliliśmy plecy mimo smarowania kremem znanej marki. Jak to mówią, pierwsze koty za płoty. W rezultacie pękło 80 kilometrów.

Kondycję na miesiąc przed wyjazdem oceniam bardzo dobrze. Przez większą część trasy, mimo lekkiego, bocznego wiatru, jechaliśmy ze średnią prędkością 24 km/h. Jest to też zasługą jednego z nielicznych w naszym pięknym kraju odcinków prostej, równej, asfaltowej drogi.

Kulturę niedzielnych kierowców oceniam niestety na trzy z plusem. Obyło się bez większych ekscesów poza miastem. Jednak jeszcze w mieście bywało różnie, nawet groźnie. Jedna pani we włosach wiadomego koloru zdziwiona naszym niedopuszczalnym zachowaniem (przeciskanie się między autami na ul. Traugutta z zamiarem skorzystania z nowej śluzy rowerowej) pozdrowiła nas serdecznym "pojebało ich z tymi rowerami" :)

piątek, 22 czerwca 2012

38 dni do wyjazdu!

Już za miesiąc D-Day!

Witajcie! Nasz blog w ostatnim czasie zamarł. Co nie oznacza oczywiście, że my siedzieliśmy w domu w ciepłych kapciach! Od kiedy ustały większe mrozy, a zaczęły się poranne przymrozki regularnie trenujemy. Rowerem do szkoły, pracy, miasta i na zakupy, to teraz norma. Żadnych samochodów, żadnych autobusów. Ale.. to dopiero nic w porównaniu z tym, co się będzie działo w sierpniu, jak pocieszają nas życzliwi :) "Na pewno wam się nie uda!" Wszystkich pesymistów nazywających się realistami, życzliwych kolegów, którzy w życiu pokonali najwyżej dwa razy trasę dom-biedronka-dom, serdecznie pozdrawiamy i obiecujemy wysłać kartki spod wieży Ajfla :) To ciekawe, ale taka właśnie paplanina w stylu "nie dojedziecie nawet do granicy" dodaje mocy, a paplającemu co najwyżej jeszcze bardziej gula skacze.  

Sprzętowo

Większość ekwipunku mamy kupione. Schodzone kilometry po sklepach turystycznych i tych z surwiwalowym dobrodziejstwem, godziny targowania się i tłumaczenia, że my biedni i że studia przed nami, dały pozytywne efekty. To, czego jeszcze nie zdążyliśmy kupić, mamy upatrzone, dogadane, i opinie o tym zebrane. Kota w worku nie kupimy, prawda?

Z "grubszego sprzętu" nie mamy namiotów. Czekamy do ostatniego dzwonka przed wyjazdem, kiedy to mają być promocje i wyprzedaże. Listę naszego ekwipunku opublikuję na blogu na dniach. Zmieniła się ona w ciągu tych kilku miesięcy od momentu pierwszego "jedziemy do Paryża!". Raczej skróciła, niż wydłużyła. Koledzy po fachu, ci co zjechali na rowerze glob wzdłuż i wszerz i pomagają teraz na różnych forach internetowych dali nam dużo rad. Przede wszystkim kazali wyrzucić wiele zbędnych maneli. Bo po co wieźć w sakwie trzy bluzy, jak i tak nie wiem, czy założę jedną? :) Na przykład.

Za tydzień koniec roku i wyniki matur. Mamy nadzieję, że jakieś punkty czy procenty nie zaburzą planu wyjazdu :)

do zobaczenia, do przeczytania!