środa, 22 sierpnia 2012

Relacja: 18,19,20 dzień wyprawy



Powyżej filmik nakręcony w przeddzień zwiedzania Amsterdamu


Co u nas słychać? Dziś jest dwudziesty dzień naszej wyprawy (gdy będę kończył pisać posta, będzie już dwudziesty pierwszy). Po tylu nocach przespanych w namiotach, szczególnie tych zimnych, niemieckich, kiedy temperatura w środku spadała do ośmiu stopni nad ranem, możemy jak ludzie cywilizowani wyspać się w ciepłych łóżkach. A to dlatego, że dziś wieczorem zawinęliśmy do domu cioci i wujka Michała w Kaatsheuvel. Kto nigdy nie mył się w butelce zimnej wody w lesie, kiedy tną komary, nie zrozumie, jakim rajem w środku wyprawy jest ciepły prysznic. W tym miejscu chcielibyśmy gorąco podziękować Kasi i Krystianowi za przyjęcie nas pod swój dach!

Co na trasie? Przedwczoraj zrobiliśmy ponad 85 kilometrów, zwiedziliśmy Alkmaar i kilka mniejszych miejscowości rozrzuconych wzdłuż wybrzeża Morza Północnego. Wczoraj postawiliśmy na zwiedzanie miast i tak oto udało nam się zaliczyć w jeden dzień Haarlem, Lejdę i Hagę. Dziś spaliśmy przed Rotterdamem w ogrodzie "u gospodarza" obok kanału wchodzącego do portu. Rano ruszyliśmy na zwiedzanie Rotterdamu. Niestety, zawiedliśmy się. Kupa betonu, stali, żelaza, okropnych wieżowców, a do tego wszędzie dźwigi i budowy. Szybko uciekliśmy z tego molochu i udaliśmy się wpierw w kierunku Bredy, aby później odbić na Kaatsheuvel. W rezultacie przejechaliśmy 96 kilometrów.

Jutro rano ruszamy w kierunku Belgii, aby po południu przekroczyć granicę i zwiedzić jeszcze tego samego dnia Antwerpię.


Zachwyceni możliwością kąpieli w jeziorze między Amsterdamem a Alkmaarem. W niedzielę było ponad 30 stopni w cieniu, więc zimna woda była zbawienna (mydło wpadło z nami przypadkowo, oczywiście)



Efekt skakania z pomostu - Paulina i Michał zahaczyli o jakieś badzieiwe wystające z desek, ja miałem na nogach sandacze :)


Witamy w krainie wiatraków. Większość z tych, które do tej pory mijaliśmy pochodzi z XVIII wieku. W jednej mieścinie trafił się nawet okaz z XVI wieku





Jechaliśmy do Alkmaaru z nadzieją znalezienia sklepu turystycznego i kupienia kartuszy z gazem. Dzień wcześniej ostatnia butla wyzionęła ducha. Zapomnieliśmy jednak, że jest niedziela. A jak jest niedziela, to żaden Holender nie wynurzy nosa z domu, tym bardziej nie pójdzie do pracy. Kolejny dzień jedliśmy bułki na obiad. A kartusze kupiliśmy wczoraj w Haarlemie (tym razem większe).


Co do kartuszy - w 18 dni zużyliśmy cztery małe kartusze Campingazu. Do gotowania obiadu używamy zawsze dwóch palników - na jednym pichci się przykładowo kurczak na patelni, na drugim gotuje makaron lub ryż. Jedna butla powinna wystarczyć według producenta na 3 godziny ciągłego używania. Z doświadczenia wiemy, że jest to czas podany trochę na wyrost. Radzimy zatem brać na zapas jedną butlę więcej, żeby później nie było płaczu i zgrzytania zębami, jak w połowie gotowania ryżu palnik zrobi nam psikus.













Postanowiliśmy lekko zmodyfikować trasę wyprawy i pojechać z Alkmaaru nad morze. Skorzystaliśmy z upału i spędziliśmy godzinę w wodzie.


Klasyczny przykład opalenizny rowerowej :)


Borat, wersja holenderska


Soo f 'in hipster


Górnik, czyli nasza bufetowa :)




Haarlem


Targ dziwnych tkanin na rynku w Haarlemie





Wysyłamy kartki 



Lejda


Od kiedy wjechaliśmy do Holandii, wszędzie na trasie coś się pasie. A to owce, a to kozy, czasem krowy albo konie. Najbardziej zaintrygowała nas sprawa kucyków. Po co tutaj ludzie je hodują? Ani na takim się nie pojeździe, ani mleka nie da, mięsa też nie bardzo. Temat kucyków prosto wytłumaczyli nam gospodarze, u których spaliśmy pierwszego dnia w tym kraju. Otóż kucyki to tylko i wyłącznie zżeracze trawy. Kosiarki na paszę. Wypuszcza się takiego na pole, a jak zrobi swoje, to pożycza się go sąsiadowi :) 



Perspektywa ma znaczenie :)


Wczorajszy nocleg przed Rotterdamem


I dzisiejsza, przykra niespodzianka. Rozdarcie w mojej sakwie Crosso. Nie wiem jak to się stało. Zakleiłem metalową taśmą, powinno wytrzymać do Paryża. Później wróci do producenta.




Na promie, a w zasadzie wodnym autobusie w drodze do Kinderdijk. Za przewiezienie na drugi brzeg rzeki kasują 1,50 ojro od łebka..



Kinderdijk - największe zagłębie wiatraków w całej Holandii



Pilnie studiuję schemat działania tych potworów




Most zwodzony w okolicach Dordrechtu

2 komentarze:

  1. Cześć! ile kosztuje wysłanie kartki z Holandii do Polski ?
    Pozdrawiam i trzymam kciuki za Was ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 85 ojrocentów. już jesteśmy w Belgii, sączymy piwo po ciężkim dniu na farmie przed Antwerpią :)

      Usuń

Napisz proszę jak się nazywasz i skąd jesteś, bo to wypada i będzie milej.