czwartek, 9 sierpnia 2012

Relacja zza zachodniej granicy: - dzień 4,5,6,7


Witajcie! Przepraszamy za kilka dni ciszy na blogu, ale w Niemczech o dziwo trudno jest o bezpłatny Internet. Znalezienie stacji benzynowej z wifi graniczy z cudem, a co dziwniejsze, nawet w samym centrum Berlina nie ma sieci, nawet w restauracjach. 

W tej chwili odpoczywamy w uroczym, średniowiecznym miasteczku Tangermunde i korzystamy z hotelowego Internetu, siedząc na chodniku, oczywiście :)


Ledwo wjechaliśmy do Frankfurtu nad Odrą, a tu taka niespodzianka


Berlin! Piątego dnia wyprawy dotarliśmy do stolicy Niemiec. Dzień wcześniej zrobiliśmy ponad 80 km od Słubic i zatrzymaliśmy się na przedmieściach tego molocha.


Jazda na rowerze po Berlinie to czysta przyjemność. Mnóstwo szerokich ścieżek rowerowych, kontrapasów a nawet pasów dla rowerzystów sprawia, że poruszanie się jednośladem jest dużo prostsze i bezpieczniejsze niż  w Polsce. Jest tylko jeden mankament - jeśli jedzie się ulicą, a obok jest ścieżka, to obtrąbienie przez stu nadgorliwych kierowców jest gwarantowane.


Alexanderplatz


Berlińska katedra ewangelicka


Brama Brandenburska 


Na łące przed Reichstagiem mieliśmy chwilę na odpoczynek i opalanie. Wielu Berlińczyków spędza tu popołudnia


Kolumna Zwycięstwa przed Tiergarten


Autentyczne kawałki muru berlińskiego. U gościa po prawej można dostać prawdziwą wizę do paszportu, uprawniającą do przejścia na zachodnią stronę. Nie skorzystaliśmy :)


W drodze do Wolfsburga. Wiatraki na polach przy drodze to zły znak dla rowerzystów.. od kilku dni porywisty, zachodni wiatr daje nam we znaki.


Na szczęście toalety na stacjach benzynowych nie są płatne, więc możemy codziennie prać ubrania i myć garnki.


Wyprawa wyprawą, ale jak człowiek trzeba wyglądać :)


Obwoźna suszarka Michała



Most nad rzeką Elbe


Wspomniane na początku Tangermunde


Podsumowanie i garść statystyk: od chwili wyjazdu z Wrocławia przejechaliśmy 541 km, w siodełkach spędziliśmy ponad 29 godzin. Średnia prędkość dzienna to około 20 km/h. Wyjątkami są ciężkie i długie podjazdy, jak przed Zieloną Górą czy przed Berlinem. 

Bez wątpienia wczorajszy dzień był dotychczas najtrudniejszym podczas tej wyprawy. Zrobiliśmy tylko 50 km, zabłądziliśmy kilka razy w Rathenow, w związku z zakazami dla rowerzystów musieliśmy szukać objazdów. 

Do zobaczenia wkrótce! Jeśli nie odezwiemy się z Niemiec, to za trzy dni powinniśmy być już w Holandii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz proszę jak się nazywasz i skąd jesteś, bo to wypada i będzie milej.