niedziela, 12 sierpnia 2012

Relacja: 8,9,10 dzień


 

Hej! Pozdrawiamy z Hanoweru! 

Przedwczoraj szybko zwiedziliśmy Wolfsburg, a raczej objechaliśmy ogromną fabrykę Volkswagena. Gdy wjechaliśmy do miasta, zastała nas bardzo zła pogoda. Nagle zrobiło się zimno, temperatura w ciągu godziny spadła do około 10 stopni i zaczęło lać jak z cebra. Przeczekaliśmy nawałnicę nieopodal dworca kolejowego, zjedliśmy bułki z tuńczykiem (nasz przysmak przez ostatnie trzy dni) i ruszyliśmy w poszukiwaniu noclegu. Trasę między Wolfsburgiem a Hanowerem postanowiliśmy pokonać nie jak dotychczas drogą 188, ale szutrową drogą biegnącą wzdłuż kanału żeglugowego, przecinającego w linii prostej kilka landów. 

Po przejechaniu kilku kilometrów szutrową groblą skręciliśmy do małej miejscowości tuż za Wolfsburgiem.  Obóz rozbiliśmy w ogrodzie u bardzo miłych Niemców. Rano wróciliśmy na ścieżkę i ruszyliśmy w kierunku Hanoweru. Dla mnie jazda wśród drzew, choć wolniejsza niż asfaltową drogą, jest dużo przyjemniejsza. Można odpocząć od szumu mijających nas ciężarówek, tym bardziej od podmuchu, jaki potrafią zrobić.




Takie interesujące znaki stoją przed każdym mostem i wiaduktem. Relikt przeszłości?



W tle fabryka Auta dla Ludu. Na zdjęciu tego nie widać, ale na prawdę trzęśliśmy się z zimna. To dziwne, ale po wyjechaniu z miasta momentalnie zmieniła się pogoda i wyszło słońce.

  
  

No to klops! Pierwsza poważniejsza awaria - przebita dętka. A tylko na chwilę zjechaliśmy na kamienistą drogę biegnącą wzdłuż torów kolejowych. Na marginesie, to te niemiecki pociągi nieźle zapier.. :) Wracając do mojej opony -  problem zażegnaliśmy po półgodzinnym łataniu dwóch dziurek. Nie było potrzeby zakładania zapasowej dętki. I pamiętajcie - zestaw naprawczy to jedna z podstawowych rzeczy na każdej wyprawie. Nową dętkę lepiej trzymać na czarną godzinę.









Bierze głupawka, bierze




A to jeszcze zdjęcie z Berlina. W Pauliny i moim namiocie drugi raz pękł pałąk. Pierwszy raz za Zieloną Górą. W rezultacie jeden kij jest krótszy o 10 centymetrów. Po powrocie do ojczyzny odpowiednio porozmawiamy o tym z kim trzeba ;)




Tak się pisze relację!




Jeszcze jedno zdjęcie z przydrożnego warsztatu




Film instruktażowy "jak napompować deNtke" :)


Słowo o sprawach bieżących. Wczoraj przed 20 dojechaliśmy do Hanoweru. Cały dzień jechaliśmy wspomnianą wcześniej szutrową dróżką wzdłuż kanału. Pogoda była piękna, pierwszy raz od wyjazdu. Temperatura przekraczała 30 stopni, więc złapaliśmy trochę promieni i wyrównaliśmy rowerową opaleniznę. Na trasie spotkaliśmy wielu rowerzystów, dwie barki z Polski (jedna szczecińska, zacumowana gdzieśtam, z drugą, wrocławską!, płynęliśmy przez kilkaset metrów i ucięliśmy miłą pogawędkę z załogą). 


Jak przez pierwsze dni w Niemczech irytowała nas społeczniakowa postawa mieszkańców, trąbienie kierowców i wołanie pieszych "VERBOTEN! VERBOTEN!" (po naszemu nie wolno albo zakazane, jak wjeżdżaliśmy nie tam, gdzie trzeba), tak teraz dostrzegamy same pozytywne rzeczy. Na przykład tylko wczoraj podczas jazdy, a raczej postojów podchodzili do nas obcy ludzie i pytali, czy w czymś pomóc. Jeden starszy pan mijając nas zapytał na wstępnie, jaki język preferujemy. Miłe jest też to, że wszyscy rowerzyści na dróżkach witają się, rozmawiają na postojach. W polskich realiach to trochę nie do pomyślenia, żeby witać każdego napotkanego człowieka. Mogłoby to się różnie skończyć..



Wczoraj, zaraz po wjeździe do Hanoweru, a właściwie do Laatzen na przedmieściach, zaczęliśmy rozglądać się za ustronnym miejscem do rozbicia obozu. Przy parku zatrzymała nas kilkuosobowa rodzina, pytając po niemiecku czy jesteśmy z Polski (Michała flaga w końcu się przydała). Mówimy, że jesteśmy. Okazało się, że to polsko-niemiecka rodzina mieszkająca tu na stałe. Od razu zaprowadzili nas do swojego ogrodu, gdzie rozbiliśmy namioty. To bardzo miłe zaskoczenie, że nocleg sam nas znalazł :) na dodatek udostępnili nam łazienkę i mogliśmy się umyć jak ludzie, a nie jak dotychczas - w butelce wody albo raz na trzy dni na stacji. Teraz siedzimy w ogrodzie i korzystamy z wifi, pisząc dla Was relację :)

Za chwilę składamy namioty, napełniamy bukłaki i ruszamy na podbój Hanoweru! Dziękujemy za wszystkie komentarze, pomagają, kiedy brakuje siły do pedałowania pod koniec dnia! Do następnego, pozdrawiamy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz proszę jak się nazywasz i skąd jesteś, bo to wypada i będzie milej.